8/15/2008

po drugim dniu... Ave Maria...

15.08.2008
„Chyli się dzień do kresu…” a no- ale w Polsce, bo u mnie jest już blisko 23. Popijam czaj i w pamięci próbuję odtworzyć każdy szczegół dnia- by nie pominąć niczego. By zawsze móc wrócić choćby do tych najmniejszych, najdrobniejszych spraw, które na co dzień ulatują niczym motyl.

Wstałam kilka minut po 8…poranna toaleta, śniadanie i start- zupełnie sama oddając się pod opiekę Matki Bożej , w święto Jej Wniebowzięcia wychodzę po raz pierwszy na ulice kompletnie obcego mi miasta.
Mętlik w głowie…. Który to miał być autobus? 346 czy 364? O rety… lekki stres. Nic. Okaże się. Najwyżej pojadę nie wiem dokąd ;) Idę na przystanek , czekam. Kierowcy trąbią – czasem na siebie wzajemnie czasem na mnie machając jednocześnie. Nie nalezy wtedy patrzeć w ich stronę. Nie mozna pozwolić na wymianę spojrzenia. W każdym razie może być to niebezpieczne i jest mało przyjemne. W głowie mam różne myśli. Utwierdzam się w przekonaniu, że najlepszą rzeczą jaką mogłam zrobić tuż przed wyjazdem było przefarbowanie włosów na ciemny kolor. Poza moimi zielonymi oczami nie wyróżniam się szczególnie. I jeszcze coś- nigdy nie stanowiło to dla mnie problemu, a teraz nawet się z tego cieszę – że nie wyglądam jak lalka Barbie. Mimo to- nie brakuje na ulicy ludzi, którzy patrzą i widzą we mnie obcokrajowca. Najważniejsze to czuć się pewnie. Pewnie kroczyć przez ulicę
( ale uważać!). zachowywać się jak rodowity mieszkaniec Baku.
Jednym ruchem ręki zatrzymuję busa. Jednak 346.Udało się. Wchodzę. Nie ma wolnych miejsc. Z miejsca wstaje mężczyzna w średnim wieku i poklepując mnie delikatnie po ramieniu wskazuje miejsce, na którym mam usiąść. Miłe. Nie ukrywam. W drodze do oratorium przeżywam kolejny szok i robię mocne postanowienie- przez rok –nie tknę ani kawałka mięsa. Nie powiem co widziałam. Trudno się nie domyślić. W każdym razie- poczułam się jakbym wylądowała raczej w Chinach…Kebab, który jeszcze kilka godzin temu szczekał teraz już nie zaszczeka na nikogo. Smacznego- ja podziękuje. Ciekawe co na to św. Franciszek ?
Dojechałam.
Centrum jest otwarte. Za chwile przyjdą dzieci.
Póki co poznaje kolejne osoby i kompletnie nie pamiętam ich imienia.Elmira, Ruslan, Lida.... W geście powitania podają rękę.
Pierwsze moje zadanie nie wymaga zbyt wielkiego wysiłku, raczej chodzi o aklimatyzację. Robię porządek w zdjęciach. Dzieci jest coraz więcej. Każdy idzie w swoją stronę. Teraz jadę z księdzem do monaszek, to jest sióstr Matki Teresy. Prowadzą tu szpital dla nieuleczalnie chorych. Cierpienie tych ludzi jest niewyobrażalne….Trudno opisać uczucie jakie mną ogarnęło gdy ich ujrzałam. Smutek i żal. Sama nie wiem. Powinnam się teraz zatrzymać, nad tymi ludźmi….Nie potrzebują litości. Chyba raczej miłości, modlitwy, opieki i wsparcia. Siostry przyjechały tutaj z Indii, wszystkie mają ciemną skórę i są bardzo niskiego wzrostu uśmiechają się.… Mam godzinę na modlitwę w kaplicy. Tu jest tak cicho….choć te ściany skrywają tak wiele bólu i cierpienia….
Wracamy do naszego Centrum. Z ciekawości pytam jak to jest, że Księża nie noszą tu koloratki, czy to ze względów bezpieczeństwo?ks.Stefan po rosyjsku tłumaczy mi, że ludzie tu nie mają pojęcia co znaczy koloratka. Opowiada zabawną historię jaka mu się kiedyś przydarzyła. Kiedyś zaczepił księdza na ulicy pewien mężczyzna i spytał gdzie kupił „cos takiego” ładnego wskazując palcem na biały kawałek tekturki (?) pod szyją, bo on sam też chciałby „cos takiego” nosić. Bardzo mu się podoba. No cóż. W końcu katoliccy księża są tu dopiero 5 lat i jest ich zaledwie 5.
W Centrum coraz więcej dzieci podchodzi i zadaje pytania. Miri – to jest Dominik, chce obejrzeć zdjęcia mojej rodziny. Patrzy na białowłosą dziewczynę (tak-na Kamilę)nie mogąc wyjść z podziwu. Przełamuję się. Sama staram się wychodzić do dzieci, choć przychodzi mi to z trudem…. Tak- z trudem- choć może to niejednego zdziwić. To przez ten język. Ale naprawdę jest nieźle.
Piątek, Maryjne święto a na obiad… mięso. W pamięci widzę tego Burka na drzewie-nie dziękuję. Wystarczy mi surówka- pyszna. Mniam, jaka dobra, słodka papryka , ziemniaki i kawałek chleba z serem feta. Oj, ludziska jeśli powiecie mi, ze w Polsce jest dobra feta to polecam-przyjedźcie tu.
Dorośli pytają o moje pochodzenie. Mówią, ze Polacy wyglądają inaczej. No tak, racja-jednak nie dane mi jest mieć słowiańską urodę. Za to serce mam polskie Powtarzają to, co dzień wcześniej mówił ks. Stefan z Julą. Pytają czy mam korzenie w Azerbejdżanie, Turcji?. Zaprzeczam, nie przyznając się do prababuszki z Armenii. Bo te dwa tak bliskie sobie narody od wielu lat żyją w stanie ciągłej wojny. Chodzi o terytorium Górskiego Karabachu- położonego w południowo-zachodniej części Azerbejdżanu. Armenia „zagrabiła” niegdyś tą krainę inicjując konflikt, który trwa po dziś dzień i nie zapowiada się, by szybko się skończył.
Na zegarze wybiła 18-kończymy na dziś. Czas jechać do kościoła na Mszę św. odprawianą dziś w dwóch językach- po angielsku i po rosyjsku. Wcześniej jeszcze modlitwa różańcowa. Już pół potrafię odmówić po rosyjsku (nie licząc drobnych błędów jakie popełniam) ;)
Kościół skupia tu wokół siebie niewielką liczbę wiernych jacy tu są. Wszyscy się znają, wszyscy ze sobą rozmawiają. Tworzą prawdziwą rodzinę w Chrystusie. Szanują się i wspierają. I modlitwa jest jakby inna… uczę się. Wszyscy tu zgromadzeni są elegancko ubrani. Na Mszę przychodzi przede wszystkim młodzież. Dostojny kobiecy śpiew w tym maleńkim kościółku rozchodzi się wszędzie. „Ave Maria” hymnem dzisiejszego dnia… Uczę się modlić w języku rosyjskim. Uczę się modlitwy od nich. Może za adin god ja budu umiec haraszo kak razgawar(to chyba nie jest dobre slowo, jednak nie wiem jeszcze jakie powinno byc)„Otcie Nasz” ;P
Wracam do domu z nauczycielką gry na gitarze. Kak jej zawód?-ja jescio nie znaju. Po mału. Wszystkiego się nauczę Przy metrze zegnamy się, a ja idę jeszcze w poszukiwaniu kantoru…. Rano widziałam jeden, ale raczej nie odważyłabym się tam wejść. Znalazłam. Całkiem blisko mieszkania. Zamknięty… cóż.. może teraz ktoś kto poradził mi bym nie zabierała ze sobą szamponu do włosów przyśle mi go pocztą ? ;P żartuję oczywiście.

Proszę tylko o modlitwę...zapewniając jednocześnie o swojej.
Z Panem Bogiem …do następnego posta ;)

Brak komentarzy: