10/22/2008

kolejna zagadka za czekolade ;P

Dochodzi północ, a ja jeszcze próbuje odtworzyć w pamięci szczegóły dzisiejszego dnia.
Po nieprzespanej nocy biegiem wychodzę do Centrum w jeden z pierwszych pochmurnych dni…Taka pogoda nie napawa optymizmem, ale jak tylko pomyślę, że za kilka chwil przekroczę próg naszego Centrum- już jest lepiej.
Wczoraj wpadłam na pomysł, by w miejscu gdzie próbuję zrobić pomieszczenie dla małych dzieci zrobić kolorowy aniołowy pokój. Tak więc wczoraj zaczeliśmy-dziś kończymy- robimy całą masę solonych aniołów o przeróżnych kształtach. Dzieciaki świetnie się bawią lepiąc kolejne „małe stworzenia”. Śmiejemy się i rozmawiamy  popijając w międzyczasie czaj
Lekcje… znowu ta okrutna matematyka… na tysiąc sposobów próbuję zachęcić Lidę do nauczenia się tabliczki mnożenia… uwierzcie mi- były już konkursy, liczenie na palcach, kolorowani, wycinanki, puzzle … nie wiem co jeszcze można wymyślić. Trudno jej to przychodzi….
Czuję ,że wpadłam już w codzienność tego miejsca, oddycham tym samym powietrzem , jem ten sam chleb co Ci młodzi ludzie. Co nie znaczy, że życie tu stało się czymś monotonnym, wrecz przeciwnie nabrało kolorów w tym wielu smutnych odcieni szarości…
Choć czasem jest trudno odnaleźć się w jednej czy drugiej sytuacji, a nasze umiejętności, które są niezwykle przydatne w Polsce- tutaj kompletnie się nie sprawdzają. Za to odkryłam, że potrafię więcej niż myślałam…. Dzieciaki i młodzież doceniają to czego w Polsce nigdy sama bym nie dostrzegła.
No i uczę się. Każdego dnia coraz więcej… małymi kroczkami staram się pokonywc swoje słabości. Taki wolontariat to niesamowita szkoła zycia.
Kiedy człowiek dostrzega problemy otaczających go ludzi, kiedy namacalnie ich dotyka, kiedy jest proszony o pomoc, lub zwyczajnie- wysłuchanie jeszcze bardziej banalnym staje się dla niego wiele problemów jakie mają „ludzie zachodu”. Albo problemy serialowej Kasi czy Zosi…
Szkoda czasu. Szkoda życia.
Świat ma zbyt wiele własnych problemów. Realnych, prawdziwych, których rozwiązanie często bywa bardzo trudne.
Tragedie dzieci, kobiet, rodzin….
Nikt tu nie mysli o niepełnosprawnych, sa jedynie wystawiani przez najbliższych, stoją lub leżą przy wejściu do metro z wyciągnieta ręką po pieniadze…
Chciałoby się pomóc wszystkim… podejść , podnieść- wszyscy wiemy, ze to niemożliwe… ale i nie wolno nam przechodzić obojętnie… przeciez ocean tez się składa z pojedynczych kropli wody….

Wracam dziś marszrutą do domu po Mszy sw… - słuchajcie- normalnie pomyliłam numery busika… ale to najmniejszy problem. W oddali widze jak nadjeżdża „244” , wiec bez zastanowienia, na srodku ulicy macham ręką –zatrzymał się. Wsiadam do zupełnie przepełnionej marszrutki… zastanawiam się jak tu i czym oddychac, no dobra… jedziemy.
Na kolejnych przystankach- ku mojemu zdziwieniu dosiadają kolejni ludzie… Jestem pełna podziwu- bo gdy myślałam, ze już nikt nie wejdzie, bo nie ma szans- weszło jeszcze około 7 osób. Jeden na drugim, pozycje jakie przybierają ludzie powodują u mnie gromki śmiech… ja sama już właściwie nie wiem jak stoję… czy jeszcze stoję czy już siedzę…na jednej nodze, zgarbiona, na moim ramieniu głowa zupełnie obcego człowieka… (może poznam tak swojego męża ;P) Zgadnijcie ile osób może wejsc do busa? – 10? 20? Maks 30? –to chyba tylko w Europie, w Azerbejdżanie- jestem pewna- każdego dnia pobijany jest w tej konkurencji rekord Guinessa . minimum wynosi tu 45 ludzi, w busie przystosowanym na 10 osób :D
Ale skakałam dziś- tematu na temat. Taki jakiś bałagan dzis w moich myslach… trudno się dzis ogarnąć…
Jednak na koniec- pozytywnie. Jak najbardziej.
No nic- czas konczyc, bo rano- znowu do Centrum 
Z Najlepszym Przyjacielem
Ewa

Brak komentarzy: