5/31/2009

Warto przeczytac tego posta... Bóg zaprosił nas dziś do przedsionka Nieba na Ziemi…

„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąćjak wielkie rzeczy przygotował Pan dla tych, którzy Go miłują” ...
Niebo…nie jest strefą czasową czy przestrzenią…. To rzeczywistość, do której zaprasza nas Chrystus...wręcz nas błaga o to byśmy chcieli za Nim pójść, by znaleźć w Niebie mieszkanie na wieczność….
Dlaczego o tym pisze?
Dzis rankiem(sobota) wybraliśmy się z naszymi dziećmi i rodzicami dzieci na wycieczkę.
Totalne zaskoczenie- punktualnie o 9.30 wyjeżdżamy spod naszego centrum w komplecie. Dwa autobusiki klasy „lux”, (co oznacza, ze w jest w nich klimatyzacja) ruszają w stronę Gala Alty.
W Polowie drogi mamy małą przeprawę ze „stróżami prawa” , ale że Niebo jest nam przychylne – wszystko przechodzi dość gładko i po 30 min ruszamy dalej…
Jedziemy przez Sumqayit – jak się okazuje- jedno z najbardziej zanieczyszczonych chemicznie miejsc na świecie…
W oddali przed nami- Besh Barmak, święta góra „Pięciu palców”, do której muzułmanie pielgrzymują, by po złożeniu ofiary z baranka, modlić się do Allaha zanosząc prośby, lub dziękować za otrzymane łaski. Podjeżdżamy bardzo blisko, ale nasz cel jest nieco dalej, a czas nas goni , więc śmigamy dalej.
Po prawej – rozciąga się pustynia , a tuz za nią- tafla lazurowego lustra Morza Kaspijskiego….po lewej- góry… coraz wyższe… coraz bardziej zróżnicowane…
Horyzont rozciąga się -jak gdyby miało się okazać, ze nie ma końca… Droga jak autostrada do Nieba… z zachwytu milknę dziękując Bogu za każda chwile tej podróży…
Na poboczu od czasu do czasu widzę cabanów… w ręku laska pasterska,
i na głowie charakterystyczne wysokie nakrycie z owczej wełny. Tuż przed nim spokojnie spaceruje ich stado owiec.
Wjeżdżamy w góry… setki maszyn do wydobywania ropy naftowej pracują pełna parą… a czarne złoto spływa strugami po ziemi…
Słonce świeci nad nami – jeszcze nie w pełni swej mocy, jednak na tyle mocno, ze krowy postanowiły zażyć kąpieli w tutejszym błotnym stawie… genialny widok.
Zachwycam się coraz bardziej… Kierowca patrzy na mnie szeroko otwartymi oczyma i nie może uwierzyć… nawiązujemy ciepłą rozmowę… standardowo już- kiedy ktoś słyszy mój akcent pyta sąd jestem- z Polski odpowiadam. Uśmiecha się- w Niemczech służyłem w wojsku –opowiada…. Historykiem nie jestem, ale niektóre fakty potrafię połączyć , więc z ciekawości pytam gdzie? …- Frankfurt Oder pada odpowiedz… - na moich ustach kolejny uśmiech… mówię o Słubicach… rozmowa nabiera kolorów i tempa…
Nie przeszkadza mi to jednak w podziwianiu tego piękna … „Boże, Boże…. Cóż za cuda…dziękuję” powtarzam jak mantrę i nieprzerywalnie podziwiam krajobraz za szybą…
Przejeżdżamy przez ostatnią wioskę –położoną już wysoko nad poziomem morza… umorusane buzie dzieci -skrywających się w cieniu drzew- uśmiechają się do nas gorąco, a rączki machają w geście przywitania…
Jedziemy jeszcze kawałek pod górę…Przed nami odkrywają się ruiny zamku Aleksandra Macedońskiego, stojące na skalistym wzgórzu… zdobędziemy szczyt- taki postawiliśmy sobie cel.
Idziemy- pierwsza prosta pod górkę…po chwili zatrzymujemy się na zielonej polanie, by z pustym żołądkiem nie wchodzić na górę… 20 min piknik, plecaki na plecach… Z Tereza i o. Martinem spoglądamy na wyposażenie obuwnicze naszych podopiecznych i ich rodziców… zaskakuje nas nie mniej niż otaczający nas krajobraz…. No cóż… Skoro są pewni, ze w klapkach można chodzić po skałach… Na szczęście takich śmiałków jest tylko garstka .. mimo to -Boże proszę- miej nas w swej opiece…
Tylko jedna z mam postanawia zaczekać na nas na zielonej trawie…
Idziemy, wychodzimy z szeroko uśmiechniętymi buziami i sami się z siebie smiejemy, ze do szczytu to nam te uśmiechy z buzi znikną… Na przodzie , żwawym krokiem zmierza o. Martin , za nim młodzież, dzieci i dorośli… ekipę zamyka Terka z Romczikiem…

Wokół nas las… stroma góra przed nami… po kilku minutach słychać już pierwsze „sahlin” , które są prośbą o chwilę odpoczynku…. O. Martin jednak jest nieugięty… narzuca dość duze tempo… póki co- wszyscy twardo idą…
Starsi pomagają młodszym… młodzież pomaga starszym… Ci bardziej doświadczeni pomagają słabszym… Niesamowite doświadczenie…
Niesamowity widok…
Zapach lasu i zieleń liści wpływa na mnie niezwykle kojąco… Humory nam dopisują… śmiejemy się z siebie i swoich słabości… ale idziemy… Krok za krokiem… czasem stawiamy naprawde bardzo malenkie kroczki… ale stale pod górę, do celu… razem… jeden drugiemu podaje rękę… dopinguje, podtrzymuje… podnosi… dzieli się wodą… uśmiechem, dobrym słowem…
Zaczynają się skały… od razu przypomina mi się moja ubiegłoroczna wyprawa na Chojnik z jednym z kolegów…fajnie wtedy było, raz jeszcze dziękuję Ci za ten czas.. ale uwierz mi …tu dopiero byś umarł z zachwytu… Chojnik przy tym co pestka….
Momentami nie ma na czym nogi oprzeć… przyglądam się zmaganiom innych co napełnia mnie nieprzeniknioną radością… „maladcy” stale powtarzam, dopingując i mamy i dzieci… widzę jak im błyszczą oczy… u niektórych to łzy bólu…u innych zdumienie… Wszyscy jednak twardo, choć często nieporadnie pną się na szczyt…
Już tak blisko…
A im bliżej, tym poprzeczka trudności się podnosi… Trzy panie uznały , ze dalej nie pójdą… spoglądam na nie z naprawdę wielkim uznaniem za tę trasę , którą pokonały…
Przed nami ostatnia prosta…
Najtrudniejsza… nikt nie pyta „po co tam idziemy?” ( ty Kolego wiesz o czym mowie :P) , wszyscy chcą w pocie czoła zdobyć tę górę. I zdobędą! Jesteśmy razem, zdobywamy szczyt razem… jeden za drugiego… w grupie stanowimy siłę… Nigdy nie doświadczyłam czegos podobnego…czuje się tak, jakby anioły na swoich skrzydłach unosiły nas ku szczytowi…
Jeszcze kilka kroków, jeszcze chwila najcięższej wspinaczki…
Zdumienie i zachwyt ….
Milczenie…
Morze, pustynia, las…góry… wszystko się sobą napełnia i wypełnia… wszystko ze sobą komponuje…Już wiem dlaczego Jezus nie opowiadał o tym jak wygląda Niebo- bo jeśli nie sposób opisać słowami tych darów, którymi nasze oczy karmione byly dzis na szczycie- to tym bardziej nie ma takich słów, które określą nam rzeczywistość Nieba
„Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć jak wielkie rzeczy przygotował Pan dla tych, którzy Go miłują” ...
Bóg zaprosił nas dziś do przedsionka Nieba na Ziemi…

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

:*