8/24/2008

22.08.-Czwartek

Jedziemy dziś na „Daccie”. Taki wyjazd to jedna z niewielu możliwości jakie tutejsze dzieci mają, by oderwać się od codzienności.
Powoli zaczynam spoglądać głębiej…. Otwieram oczy….Dziś tylko delikatnie się przypatruję i słucham księdza.
Wielu z tych młodych ludzi pochodzi z bardzo ubogich , rozbitych rodzin…. Wielu nie zna swoich ojców…. W całkiem niedalekiej przeszłości mama jednego z rodzeństwa zostawiała ich- porzuciła i poszła w świat. Tak po prostu…. A w człowieku coś pęka jak się widzi, jak słyszy ….
Tu dla młodzieży, dla dzieci wartością jest , by ubrać się ładnie, by móc się pokazać… ale jest to jedynie forma ukrycia ubóstwa, nędzy pośród której często żyją…
Kiedy przyglądam się pracy tutejszych księży , wręcz nie mogę się nadziwić ich postawie, ich miłości…. Jak za nich można nie dziękować Bogu? Jak nie dziękować za Jana Bosko? Jak nie dziękować za misje?
Jedziemy nad morze- pośród rozległych, niemalże pustynnych stepów… bo poza terytorium Baku , w okolicy około 120 km nie ma tu żadnej roślinności….(a w całym maleńkim Azerbejdżanie jest 9 stref klimatycznych) !
Na twarzach dzieci widać przeogromną radość. Po 1,5 godzinnej wyprawie autobusem- dotarliśmy! Czas na kąpiel w morzu -wchodzę jak do zupy, dzieci wchodzą powoli mówiąc, że woda jest zimna. Dno pełne kamieni, ale woda przejrzysta…. błękitna…”maluchy” zostają ze mną , młodzież idzie głębiej z ks. Stefanem i Ks. Martinem. Wygłupiamy się, uczę ich pływać … jak szaleńcy skaczą do wody z kamieni. Tyle tu radości… i coraz więcej wzajemnej bliskości
Jeden z chłopaków ma poważnie skaleczoną nogę- apteczki nie mamy, mam tylko plaster… w ekstremalnych warunkach robię mało higieniczny opatrunek. Słonce grzeje niemiłosiernie, więc wracamy na Daccie… spędzamy tam radośnie resztę dnia…dochodzi 18 i czas wracać do rzeczywistości….

Brak komentarzy: