9/03/2008

pogubiona :)

Dni tutaj mijają tak szybko... czuję sie tak jakbym wczoraj tu przyleciała , a dzis mija 3 tydzień....Zresztą po zachowaniach i moich , i dzieci jest to wyczuwalne.
Kazdego dnia radosnie witam je w Oratorium a one odwdzięczają się tym samym.
Zaskakują mnie kazdego dnia... i choc powoli odkrywam , że wcale nie są to Aniołki to lubię je jeszcze bardziej. :)
Ich radość udziela mi się każdego dnia, tak że następnego jeszcze bardziej chcę być w Centrum.
Za mna pierwsza lekcja .... ekonomii...i to nie w roli ucznia, ale nauczyciela :) myslę , że było calkiem nieźle...
Ojciec Stefan polecił mi zadania związane z księgowościa ośrodka. Zaznaczyl, ze przecież ja tu będę jedynie rok, a następcy potrzeba, więc... dostalam uczennicę :)no chybaże... wyjdę tu za mąż i zostanę :)(...kto wiec co Pan Bóg przygotował ;)....)póki co- za mąż nie wychodzę ;)

W poniedziałek miałam wolne, więc wybrałam sie na w poszukiwaniu ambasady. Okrężną drogą przez Stare Miasto, w koncu docieram na miejsce... w drzwiach wita mnie Pan konsul, informujac ze jest tu zaledwie od czwartku i jeszcze jest pod dużym wrażeniem. Zostawiam swoje "namiary", w razie "W" dostaje jego numer.
Chodząc krętymi uliczkami starego miasta podziwiam kamienice pamietajace jeszcze XV w., a w ktorych do dzis zyja ludzie...
Dochodzi 18- czas jechac na adoracje, Msze sw i kolacje :)
Tak bardzo dzis spokojnie....

A coz mi sie dzis przydarzyło.... ajajaj... po porannej Mszy sw. od razu jadę do Centrum.... wysiadam z metro zgodnie ze wskazówkami... JEST! "marszrutka 220" szybko macham ręką i wskakuje.... pytanie tylko dokąd ja jadę...yyy... no tak... nie znam tych ulic, nie kojarzę.... gdzie ja jestem? Jakis mężczyzna za oknem ciągnie barana na śmierc.... wyjeżdżamy z Baku... Jestem w miejscowości , ktorej nazwy nie potrafie przytoczyc... no coż... wysiadam... pojadę "220" w drugą stronę.... taka podróż krajoznawcza przez 2 godziny...
Wpadam do Centrum, ojciec Stefan śmiej się ze mnie do rozpuchu
Radosny dzień 

Brak komentarzy: