3/11/2009

kiedyś w jakims porcie spotkamy się znów...

W poniedziałek wybrałam się sama na miasto w poszukiwaniu prawosławnych cerkwi. Gdy w końcu udało mi się do jednej z nich dotrzeć, tuż przed wejściem jakiś nieznajomy mężczyzna spytał mnie …. Czy nie chciałabym wyjść za mąż…. No… już przywykłam do tego w Azerbejdżanie. Co rusz ktoś nowy o to pyta, ale spokojnie – jako singiel wyjechałam –tak też i wrócę. Mimo ciągłych propozycji jakoś nie spieszno mi za mąż ;P.
W cerkwi przysiadł się do mnie bardzo stary kapłan, z białą brodą sięgającą do pasa. Poprosił bym się zbliżyła, wyciągnął buteleczkę- przypuszczam, że z wodą święconą i ….połowę wylał mi na głowę po czym mnie pobłogosławił. Nie ukrywam, ze byłam zdziwiona… nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim błogosławieństwem….
Później szybciutko, biegiem do naszego domu parafialnego , na Adoracje i Msze a następnie kolacja z innymi wolontariuszami 
W poniedziałek było tak miło….
Wtorek czyli wczoraj nie był już tak radosny..
W poniedziałek jeszcze -wczesnym rankiem Gruzin- Koba wyleciał na Ukrainę, by stamtąd udać się na Słowację do seminarium- właściwie powinnam się cieszyć- przecież to nowe powołanie…Ale zupełnie po ludzku…. trudno , żegnać ludzi z którymi tylko co nawiązało się wspaniałe, ciepłe więzi…
Koba wyjechał z dnia na dzień.
Ale to nie koniec pożegnań…
Wczoraj …. Opuścił nas Foreman…. Wyjechał… nie wróci… dziwne uczucie żegnać kogoś kogo się bardzo polubiło nie wiedząc kiedy i czy w ogóle jeszcze go kiedyś spotkasz…. Zostaje jednak ufność, może z każdą chwilą od momentu rozstania coraz większa, ze jednak w tym rejsie do Nieba spotkamy się jeszcze w niejednym porcie…tiu na ziemi.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo smutny wpis.

Proponuję nie używać słowa "żegnanie" kojarzone z ostatnim pożegnaniem. W takim przypadku lepiej napisać i mówić do widzenia.

Marynarz napisałby - dobrych wiatrów w żagle.

Pozdrawiam

Czytelniczka

Anonimowy pisze...

niom aż miło się czyta takie historie
pozdrawiam
Michał Gławdel